Ta przesiąknięta realizmem magicznym opowieść zaczyna się nad rzeką w Chile od smutnej, dziwacznej piosenki o tęsknocie. Jej słowa płyną tak jak rzeka, są niepokojące, pełne melancholii. Na brzegu w męczarniach umierają ryby, przyroda w okolicy wydaje swoje ostatnie tchnienie. I to tu, na początku niezwykłego filmu „Krowa, która wyśpiewała przyszłość” odrodzi się Magdalena – kobieta, która dekady wcześniej utopiła się w wodach tej samej rzeki, wraz ze swoim motocyklem. Wraca do życia, znów oddycha. Dlaczego? Nie wie. Czuje tylko, że musi pojechać do domu, do swojej rodziny: męża, którego od jej śmierci dręczy poczucie winy, dorosłej już córki, która wciąż ma do matki pretensje, że ta odeszła, walczącej o akceptację swojej seksualności wnuczki. Jak zareagują, gdy ją zobaczą? I dlaczego w tym filmie krowy tak pięknie śpiewają?
Czy ktoś inny miał podobne wrażenia po obejrzeniu tego filmu? Chętnie posłucham waszych opinii!
Każda scena tego filmu była bardzo przemyślana i wykonana perfekcyjnie. Po prostu nie mogę się od niego oderwać!
Czy ktoś inny miał podobne wrażenia po obejrzeniu tego filmu? Chętnie posłucham waszych opinii!
Nie mogę się doczekać, aby obejrzeć ten film jeszcze raz. Naprawdę warto.